środa, 18 listopada 2020

Muzycznie się zrobiło na Orawie


     Połowa listopada i kolejny weekend na Orawie, u stóp Babiej Góry. Niesamowity ten tegoroczny listopad - piękny, słoneczny, ciepły i przyjemny. Niektóre grzyby go wyczuły i opóźniły swój wzrost o miesiąc albo i dwa. Zazwyczaj o tej porze było już po solidnych przymrozkach, a często i po kilku pierwszych śniegach. Jakieś grzyby znaleźć można było tylko w super osłoniętych, cieplutkich miejscach. I były to jakieś stare, zapomniane owocniki, którym udało się kilkakrotnie zamarznąć, rozmarznąć, a przy okazji nie skapcanieć zupełnie. Ten rok jest zdecydowanie inny. Pieprzniki trąbkowe, które zawsze można było zbierać już od sierpnia, dopiero teraz dorosły do rozmiarów pozyskowych. Nie brakuje też innych grzybów, które kolorują las, choć niekoniecznie nadają się do koszyka. Trafiają się też całkiem młode sztuki gatunków, które w listopadzie w orawskich lasach tylko sporadycznie się ujawniają.

    W sobotę dopiero po południu wyrwałam się na chwilę na Grapę. Wiele nie pochodziłam, bo zaraz się zaczęły mroczki między drzewami snuć i widoczność słabł, ale najważniejsze miejsca z punktu widzenia grzybowego, sprawdziłam.
    W wielu miejscach rzucają się w oczy całe stada, ciągi i zgromadzenia pieprzników trąbkowych. Niektóre dopiero startują i są maleńkie. Trochę średniaków nadaje się do zbierania, a starszych, dobrze wyrośniętych, czyli takich, jakimi najłatwiej zapełnić koszyk, jeszcze nie ma. Tym razem nie zbierałam żadnych, bo za mało czasu miałam na skubanie takich malutkich grzybków.
     Z ciekawostek trafiłam na Grapie na pniak porośnięty na bogato gąbkowcem północnym. Brak światła uniemożliwił pokazanie go w pełnej okazałości. Owocniki były młode i świeże, chociaż w listopadzie zazwyczaj już nie spotykało się tego gatunku w tak dobrym stanie.
    Na północnym zboczu Grapy wyrosły gromadki uchówek.
    Ze spaceru przyniosłam cztery grzybki, których obecność i jakość jest dla mnie zaskoczeniem. Dwa podgrzybki wyglądały jakby wyrosły wczoraj. Podobnie młodziutki był borowik ceglastopory i pieprznik trąbkowy. W listopadzie, jeśli już trafiło się na te gatunki w orawskich lasach, to były to sztuki zejściowe. A te się trafiły piękne.:)
     Wieczór sobotni wcale taki zimny nie był, ale przez noc przymrozek przydreptał i oszronił niedzielny poranek. Do tego dołożył tonę mgły i próbował przyblokować słońce. Ruszyliśmy menażeryjnie na spacer ku granicy.
Michał z Krzyśkiem wypruli do przodu i prawie ze ginęli we mgle,
Pawełek został nieco z tyłu

i też robił zdjęcia.

A Babia tylko w zarysie była widoczna za mglistą zasłoną.

    Mgła szybko znikała, rzec można w oka mgnieniu został z niej tylko ślad niewielki, który nie skrywał uroków świata, a wręcz przeciwnie - podkreślał je swą obecnością.
Babia wyłoniła się z mglistych oparów poranka i pokazała swoje listopadowe oblicze.
     Weszliśmy do lasu, a tam z każdej strony orkiestra na kilkadziesiąt, kilkaset czy nawet kilka tysięcy trąbek. Cudności moje z każdej strony wołały, a Pawełek zaklął pod nosem i oddalił się w las. Nienawidzi zbierania trąbek. A ja wręcz przeciwnie.
    Wybierałam sobie co śliczniejsze, czystsze, bardziej wdzięczne i tylko uważałam, żeby reszty nie podeptać. Michał i Krzyś smęcili się po okolicy, bo ich koszenie małych grzybków też nie bawi. Pożałowałam, że sama nie poszłam do lasu, bo nikt by mi nie ograniczał czasu, miejsca i gatunku pozysku. A tak, to rozglądałam się tylko cały czas za chłopakami, żeby mi nie poginęli całkiem. A i tak na wiele się to nie przydało, bo Pawełek się ulotnił  skutecznie. Chyba się bał, ze go będę przekonywać do pozysku pieprzników trąbkowych.
     W efekcie nazbierałam tylko trzy czwarte koszyka i poszliśmy pospacerować na słowacką stronę granicy, gdzie są liczne miejsca kozakowe, kaniowe i ogólnie urocze pod względem przyrodniczym.
   U Słowaków też pieprzniki trąbkowe rosną. Jeszcze dwie kępki dołożyłam do polskiego zbioru.:)
    Za lasem roztaczał się piękny widok, już prawie całkiem słoneczny. Tylko w dolinie zasiadł wał mgielny. Michał rzucił hasło, ze z tej mgły z doliny powinno się zrobić tsunami i wypełznąć na łąkę, a później dotrzeć do nas. Wyobraziliśmy sobie jak by to było znaleźć się w takim mglistym tsunami. Nawet nam do głów nie przyszło, ze niedługo tego doświadczymy.
     Obeszliśmy graniczny las dookoła i dotarliśmy do granicznej łąki z widokiem na Babią, która wyeksponowała się na tle bezchmurnego nieba. Zaczęliśmy schodzić w dół, do wsi, a z zakamarków zaczęły wypełzać pojedyncze jęzory mgły.
     Miejscami jeszcze słońce rozświetlało pojedyncze punkty, ale ogólnie świat zakrywał się coraz bardziej.     
    W ciągu piętnastu minut wszystko znalazło się za zasłoną z gęstej mgły. Znowu nie było widać ani lasu, ani Babiej, ani moich chłopaków. Tylko dzięki nawoływaniu udało się w tej mgle odnaleźć zaginionego Pawełka.

    To już był ostatni atak mgły. Popołudnie było cudnie ciepłe, słoneczne i przejrzyste. Zupełnie jak kwietniowe, a nie listopadowe.

     W niedzielę, z granicznego lasu, oprócz pieprzników trąbkowych przyniosłam jeszcze trzy mleczaje jodłowe. To już chyba ostatni tej jesieni orawski zbiór, bo listopad ma się od najbliższego piątku zrobić bardziej listopadowy.:)



2 komentarze:

  1. Świetnie że nazbierałaś trochę pieprznika trąbkowego bo ciągle go spotykałaś ale był niewyrośnięty. Ale też szkoda że wzięłaś go tak mało. Piękne widoki chociaż zamglone no ale parę zdjęć bez tej mgły. U nas niestety ciągle jest tylko 7 stopni w dzień i zimno w nocy i ciągła mżawka i ciemno za oknami. Słońca ni widu ni słychu. Po cichu marzę jeszcze że do końca listopada wyjadę jeszcze po leśne powietrze bo nie po grzyby których na Mazurach i w sezonie nie było. Wraca opiekunka więc może mi się uda. Pozdrawiam was wędrowcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz Ewa typowy listopad - ciemny i ponury. U nas jest w tym roku wyjątkowo piękny, ale to już chyba ostatnie takie ciepłe dni, bo od weekendu ma padać śnieg. Trzymam kciuki, żeby Ci się udało wyrwać na spacer do lasu. Gorące uściski!

      Usuń