wtorek, 1 czerwca 2021

Smardzowo - borowikowy weekend

 

     Kolejny zimny i deszczowy weekend lipnicki za nami. To już końcówka maja, a temperatury nadal spadają nocą poniżej pięciu stopni, a w dzień dochodzą maksymalnie do 10. Zimowe kurtki i ocieplane gumowce nadal są codziennym strojem. W tych trudnych warunkach rośliny użytkowe całkowicie odmawiają współpracy, ale grzyby radzą sobie całkiem nieźle.

     W sobotnie popołudnie, po wypiciu kawy w doborowym towarzystwie grzybiarskim, które przyjechało z najdalszych zakątków Polski, żeby pofocić orawskie grzyby, zabrałam siłą Michała z Krzysiem i podjechaliśmy na słowackie smardzowe miejscówki, na których w tym roku jeszcze nie byliśmy, bo Słowacja do 28 maja była teoretycznie zamknięta.
    Smardze nas zaskoczyły. Było ich sporo. W niskiej temperaturze i dużej wilgotności osiągnęły spore rozmiary. Największy egzemplarz miał na bidę 25 centymetrów długości.
    Myślę, że to już ostatni taki smardzowy zbiór w tym roku. Jakieś pojedyncze sztuki pewnie się jeszcze trafią, ale na większe ilości raczej dużych szans już nie będzie, bo wszystkie grzybki są wyrośnięte i dojrzałe, a nówki już nie rosną.
     W lesie zaczyna cokolwiek kwitnąć. W końcu pojawiły się kwiatki na borówkach. Zazwyczaj zakwitały miesiąc wcześniej, a teraz dopiero na koniec maja. Owoce też będą miesiąc później zapewne.
   W nocy z soboty na niedzielę oczywiście porządnie polało, bo noc bez ulewy obyć się nie może. Dzieci moje, którym jeszcze rok temu żadna pogoda nie wadziła i spacerować lubiły, teraz marudziły okrutnie domagając się zostania w domu. Ten rok zamknięcia w towarzystwie komputerów spowodował nieodwracalne zmiany w podejściu do rzeczywistości. Muszę ich niemal na siłę wyrzucać z domu, bo najchętniej nie wychodziliby nigdzie, tylko cały dzień funkcjonowali w wirtualnym świecie. A Krzychu nawet powiedział, żebym nie czekała do jesieni z zakupem psa, tylko wzięła go sobie już teraz i wyprowadzała psa, a nie dzieci...
    Po pochmurnym poranku nawet słoneczko chwilami zaczęło przeświecać przez chmury, a chłopaki jak już ruszyły, to jakoś poszło.
    Ponieważ w sobotę były tylko smardze i mimo poszukiwań nie udało nam się znaleźć pierwszego borowika, niedzielna wyprawa miała na celu rozpracowanie tematu ceglasiowego. Dlatego wybrałam na spacer miejsca dobrze nasłonecznione, położone na brzegach lasu i przy leśnych duktach. W takich miejscówkach ziemia jest najbardziej nacieplona i są największe szanse na znalezienie tego pierwszego w danym sezonie.
    Po sprawdzeniu kilku miejsc, w których nic nie wyrosło, wreszcie trafiłam na punkt, w którym czekał na mnie pierwszy tegoroczny borowik ceglastpory. Grzybka tego mogę nazywać poćcem, pociechem, ceglakiem, a nawet siniakiem, ale zdecydowanie nie podoba mi się nowe nazewnictwo grzybów wprowadzone ostatnio. Te wszystkie krasnoborowiki, masłoborowiki i inne cuda to zdecydowany przerost formy nad treścią. Naukawcy wykazali się taką inwencją twórczą, której ja nie przyswaljam.
   Kolejne poćki znalazł Pawełek i Krzyś. W sumie było ich dziewięć sztuk.
    Na zakończenie niedzielnej wyprawy poszukiwawczej poszliśmy do bacówki. Szliśmy od lasu, przez pastwisko, więc trzeba było się przemieszczać slalomem, omijając odpoczywajace krowy.
    W bacówce już na bieżąco idzie produkcja oscypków i bundzu, więc i żętycy nie brakuje. Zjedliśmy i wypili, a najbardziej zmęczony Michał nieco odpoczął.
Jeszcze jeden widoczek z trasy między bacówką, a porzuconym przed najwiekszym błotem samochodem.
    I już można podziwiać zbiory w całości. Pierwszy sosik ceglasiowy już zjedzony. Następnego powinno być więcej.:)


4 komentarze:

  1. Ach jaka radość z pierwszych.Wiesz Dorotka ze nie dziwię się chłopakom bo w taką pogodę to żadna radość ze spacerów. U nas w domu tak zimno ze śpię w swetrze i ciepłych skarpetach.Kiedy ta zimnica się skończy. U syna 27 stopni hii.U nas 14 a noca 4.I jak żyć w takim zimnie.Ale grzybki sobie radzą,fajnie,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie spacer jest przyjemnością przy każdej pogodzie.:) Ale i ja już mam dość serdecznie tej zimnicy i ciągłego deszczu. Chłopaki jadą w poniedziałek na Mazury pływać żaglówką; mam nadzieję, że zrobi im się trochę cieplej. Pozdrawiam serdecznie ze słonecznego o poranku Krakowa.

      Usuń
  2. Jak zwykle świetna przygoda. Uwielbiam czytać Wasze relacje i oglądać zdjęcia 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! Pozdrawiam leśnie i wiosennie!

      Usuń