Sobota - kolejny dzień, kiedy z nieba leje się żar, a nawet ŻAR. Czworonożna menażeria schłodzona i zabezpieczona (na ile to możliwe) przed palącymi promieniami, ale dla dwunożnych nie ma zmiłuj się - idziemy do lasu! A las babiogórski niejednokrotnie ratował nas przed upałem, łudził skarbami, których nie było i dawał te, którym udało się w czasie suszy pojawić.
Tam też skierowaliśmy kroki swoje, aby ponownie zbadać sytuację na tym, najbardziej w okolicy grzybodajnym terenie.
Koszyk niezbyt długo świecił pustkami (chociaż to właściwie nie świecił, bo nosił drugie śniadanie dla Michałka i Krzycha) - zaraz na początku wędrówki Krzyś wypatrzył pierwszego borowika. Niepocieszony Michałek, zamiast szukać w pobliżu drugiego, zwiesił nos na kwintę, kiedy patrzył na triumf młodszego brata. A Krzychu promieniał: "Byłem pierwszy! znalzałem pierwszego grzybka! Jestem najlepszy" - jednym słowem był w swoim żywiole, żywiole najdoskonalszego zdobywcy, pozyskiwacza i leśnego wojownika. Pawełek miał minę podobną do Michałkowej i najwyraźniej również zazdrościł nieco spostrzegawczemu Krzysiowi, który stwierdził, że jego grzybek jest podobny do jajka.
Mimo nasilającego się upału chłopcy biegiem pokonywali kolejne metry terenu wznoszącego się ku górze, a las nie szczędził im swoich dobrości - na kolejnych miejscówkach natrafiali na młode owocniki
muchomorów czerwieniejących,
dobrze wyrośniętych pieprznikw jadalnych (kurek),
borowików szlachetnych, czyli prawdziwków, zwanych z orawska białkami,
koźlarzy babek,
aż się nacięli na pieknych goryczakach żółciowych, które wyrosły mimo upału jędrne i dostojne, kusząc swą urodą niewprawnych grzybiarzy. Próba smakowa szybko zweryfikowała znalezisko, które, mimo swego uroku, pozostało nadal ozdobą lasu, a nie koszyka.
Idąc tak sobie babiogórskim lasem i wkładając do, opróżnionego już z wiktuałów, koszyka kolejne pozyskane egzemplarze, dotarliśmy do strumyka - urokliwego miejsca, gdzie woda zimna jak lód, szybko schłodziła rozgrzane głowy, ręce i stopy, bez głębszego zastanowienia nurzające się w cieknącej ledwo strudze.
Tak namoczeni, schłodzeni i odnowieni mogliśmy w drogę powrotną wyruszyć, nie dając się pokonać słonecznym promieniom dźgającym w nas niczym miecze.
Zgodnie z planem, moim planem, w drodze powrotnej oprócz szukania grzybków pozyskowych mieliśmy sprawdzić miejscówki siatkolistów maczugowatych (siatkoblaszków maczugowatych). Pawełek z Michałkiem poszli na łatwiznę i porzucili leśne zarośla na rzecz wygodnej drogi. Przez młode świerki, zwalone drzewa i zarośnięte chwastami ścieżki przedzieraliśmy się z Krzysiem ciągle pełnym zapału.
Za kolejnym drzewem, za następną ścianą ciernistą czekała na nas nagroda w postaci siatkolistów w mchu usadowionych, nieco drobniejszych niż rok temu, ale licznie czekających w szeregu na należną im sesję foto. Jak zwykle, nie pozostaliśmy obojętni na ich osobisty urok i obfociliśmy je ze stron wszelakich dostępnych. Efektami dzielimy się z Wami.:)
Siatkolisty to dla mnie jedne z piękniejszych grzybów - za młodu porażają jaskrawym fioletem, a kiedy są starsze, blakną i stają się liliowe. Ponieważ są pod ochroną, po sesji foto zostają na swoich miejscach. Tak było również tym razem - one zostały, my poszliśmy dalej.
Siatkolisty to dla mnie jedne z piękniejszych grzybów - za młodu porażają jaskrawym fioletem, a kiedy są starsze, blakną i stają się liliowe. Ponieważ są pod ochroną, po sesji foto zostają na swoich miejscach. Tak było również tym razem - one zostały, my poszliśmy dalej.
Cały czas rozglądaliśmy się oczywiście za kolejnymi grzybkami, które nadawałyby się do zasiedlenia naszego koszyka. Efektem tego rozglądania był w połowie pełny (wersja optymistyczna) koszyk. Dla pesymistów niech będzie koszyk całkiem pusty sprzed dwóch tygodni.:)
Zadowoleni ze spaceru i pozysku mogliśmy się spokojnie oddać chłodzeniu w podwórkowym basenie, który jest niezastąpionym dobrodziejstwem w te upalne dni.
no i wreszcie masz co zapakować w słoiczki - niedużo, ale zawsze coś :) u nas pustynia a na Podlasie to chyba nie mam w ogóle co jechać bo tam to już klęska zupełna
OdpowiedzUsuńCzęść słoików już odesłałam Pawełkiem do Krakowa. Te grzybki, którym się udało wypchnąć usychają w tempie ekspresowym - jeszcze jeden dzień żaru i znowu będzie można chodzić na spacery bez koszyka. A Ty sobie odbijesz jesienią, czego Ci z całego serca życzę.:)
UsuńPozdrawiam Serdecznie -nie wie Pani czy maślaki urosną pod kosodrzewiną ?
OdpowiedzUsuńAndrzej .
Pozdrawiam Andrzeju! Pod kosówką mogą wyrastać niektóre gatunki maślaków - pstry, ziarnisty, błotny. Ja osobiście spotkałam pod kosodrzewiną tylko maślaki ziarniste.
Usuń