piątek, 23 października 2015

Tramwaj XXI wieku

     Nieczęsto jeżdżę komunikacją miejską, bo nie muszę codziennie być w centrum miasta. Kiedy już taka konieczność mnie dopada, najchętniej jadę na rowerze albo idę na piechotę. Dzisiaj też planowałam wykorzystanie mojego jednośladu, ale siąpiący deszcz i niezbyt przyjazna poranna temperatura, sprawiły, że wybrałam tramwaj.

     Zakupiłam bilet w automacie (wielkie ułatwienie - nie trzeba iść do kiosku, mówić dzień dobry, poproszę i dziękuję) i szybko wsiadłam do wagonu. Miejsc wolnych było sporo, więc zajęłam siedzenie przy oknie. Po przejechaniu jednego przystanku, wyglądanie przez zaparowaną szybę mnie znudziło i spojrzałam na moich współtowarzyszy podróży. Spojrzałam i poczułam się nieswojo.
   
     Kilkanaście osób siedzących w zasięgu mojego wzroku zajętych było taką samą czynnością - pochyleni nad swoimi telefonami, wpatrzeni w ekraniki, byli daleko, daleko stąd. Niektórzy mieli jeszcze słuchawki na uszach, szczelnie odcinające ich od rzeczywistości. Tylko jedna starsza pani wyróżniała się spośród pasażerów tramwaju - siedziała w kąciku, przyciskając do swoich kolan torebkę i patrzyła na świat przesuwający się za oknem. No i ja - też nie pasowałam do tego zbioru - mój telefon siedział cichutko w kieszeni, którą odruchowo sprawdziłam ręką. Nawet przez ułamek sekundy pomyślałam, aby go wyjąć i zająć się ty samym, czym zajmują się wszyscy, dostosować się do tłumu. Niemal natychmiast zdusiła jednak tę myśl, stwierdzając, że znacznie ciekawiej będzie przeprowadzić w tramwaju obserwacje zoologiczne.

     Pasażerowie skupieni na swoich urządzeniach z dotykowymi monitorkami maćkali po nich palcami, robili różna miny i kompletnie nie zwracali uwagi na to, co dzieje się wokół nich. Od czasu do czasu zerkali na elektroniczny wyświetlacz z nazwami przystanków, aby nie pojechać za daleko, tylko wysiąść na właściwym, czasem któryś telefon odzywał się i jego właściciel rozpoczynał rozmowę, kończył i ponownie wbijał wzrok w malutki ekranik. Miałam wrażenie, że tymi wszystkimi ludźmi steruje jakaś niewidzialna siła nie pozwalająca im spojrzeć za okno czy na drugiego człowieka. Pomyślałam też, że gdyby ktoś upadł na środku wagonu, nikt by tego nawet nie zauważył.

     Dojechaliśmy do mojego przystanku. Kiedy szłam w stronę drzwi, zobaczyłam dziewczynę, która czytała książkę - widok znany mi doskonale z lat, kiedy jeździłam tramwajami do szkoły czy na uczelnię. Wyglądała jak odmieniec w zatelefonowanym towarzystwie, ale mnie widok zaczytanej dziewczyny ucieszył. Może jeszcze są w młodszym pokoleniu ludzie bardziej pasujący do czasów mojej młodości niz do współczesności zdominowanej elektronicznymi gadżetami. Z ulgą opuściłam pojazd i przeszłam kawałek ulicą, patrząc na codzienne miejskie życie i rozmyślając. 

     Zastanawiacie się, co opisana sytuacja ma wspólnego z moją menażerią? Też się zastanawiałam. I wiem, że wiele. Nie chciałabym, żeby moje dzieci zostały sprowadzone do ról robotów automatycznie wykonujących polecenia wydawane przez elektroniczne zabawki. Nie chciałabym, żeby odcinali się od rzeczywistości, zostawiając ją za murem zbudowanym przez elektroniczne gadżety. Chciałabym, żeby korzystali ze zdobyczy technicznych umiejętnie i rozsądnie, a zamiast ślipienia w ekranik telefonu wzięli do rąk zwykła książkę. 

    Pamiętam taką sytuację sprzed roku - kolega z zerówkowej grupy Michałka grał na telefonie swojej mamy w jakąś grę. Grał w samochodzie jadąc do przedszkola, grał w szatni, kiedy mama go rozbierała i grał stojąc w drzwiach do sali, a mama czekała aż skończy, żeby móc zabrać telefon i pójść do pracy. Dla mnie to po prostu nie do przyjęcia, dla wielu normalność.

    Moi chłopcy nie bawią się telefonami, nie oglądają telewizji. Potrafią obsługiwać komputer, ale robią to zawsze pod kontrolą. Czy to uchroni ich przed szponami wszechobecnego uzależnienia??? Nie wiem, ale liczę na to, że tak. Czas pokaże. 

    A może to ja jestem staroświecka i przewrażliwiona? Może powinnam pozwolić na różne gry telefoniczne i komputerowe albo dla świętego spokoju wstawić do mieszkania telewizor? Wszak nie musiałabym wtedy odpowiadać na tysiące pytań, wyjaśniać, tłumaczyć... Mogłabym zająć się swoimi sprawami, a dzieciom włączyć bajki. Może ludzie w tramwaju po prostu wykorzystywali czas na coś pożytecznego, a ja ten czas marnowałam??? Szczerze mówiąc mam mętlik w głowie i piszę na gorąco takie moje spostrzeżenio - przemyślenia. Myślę jednak, że mojej koncepcji wychowawczej nie zmienię, bo wygodnictwo nie leży w mojej naturze. 

    Z miasta wróciłam na własnych odnóżach. Mżawka ustała, słoneczko nawet do mnie błysnęło, a pani sprzedająca obwarzanki obdarzyła mnie promiennym uśmiechem, kiedy życzyłam jej miłego dnia po zakupie solonego precelka.
   
   

1 komentarz:

  1. Też poruszam się tramwajami i też to widzę. Wyalienowane "zombie" uzależnione od ekranu. Społeczeństwo rozłożone na atomy. Każdego można odizolować od reszty i nikt tego nie zauważy. Widzę też czytających książki. Jest to pewna pociecha. Osobiście wolę obserwacje otoczenia. Dziś szyby były zaparowane to sobie oglądałem płeć piękną w wagonie. Było to miłe.Większość to chyba studentki. W południe jechałem sobie nową trasą nad torami kolejowymi w Płaszowie. Szyby już nie były zaparowane i widoki z wiaduktu były piękne. Za nic nie zamieniłbym ich na ekranik smartfona.
    Paweł zwany Pawełkiem

    OdpowiedzUsuń