Kiedy szukaliśmy grzybów w Lesie Bronaczowa, nie ominęliśmy jednego z urokliwszych zakątków znajdujących się w tym kompleksie leśnym. To niewielki fragment lasu, ale na tyle ciekawy, że otrzymał status rezerwatu przyrody. Ostatnio nawiedziliśmy to miejsce wczesną wiosną - było pięknie, jednak jesień w Kozich Kątach nadaje temu miejscu wyjątkowy klimat - bukowe, dębowe i jaworowe liście, pomalowane farbkami Pani Jesieni, podświetlone słońcem, tworzą prawdziwe przedstawienie świateł i cieni. Zobaczcie zresztą sami.
To tam udało mi się "złapać" promienie słoneczne rozpraszające się w pozostałościach mgły, której w żadnym innym miejscu nie było. Polowania na takie promienie mają w naszej rodzinie długoletnią tradycję - ja robię zdjęcia, Pawełek robi zdjęcia, a później w domu przekomarzamy się czyje foty lepiej wyszły. Nie wiem dlaczego akurat ten motyw tak nas przyciąga i staje się przyczyną rywalizacji, ale tak właśnie jest.:) Tym razem byłam lepsza, bo Pawełek ich nie zauważył.:)
Oczywiście łapanie promieni i rozglądanie się za kolorkami w żaden sposób nie zwalnia od wypatrywania grzybów. A one oczywiście były. W oczy rzuciły mi się młodziutkie galaretnice mięsiste - mokra jesień to dla nich idealna pora do wzrostu.
Znowu pochwycenie kilku światłocieni i ...
...równie pięknie, jak galaretnica, wybarwiony - rulik nadrzewny. Tym razem to Michałkowe znalezisko.:)
Spacerujemy, robimy zdjęcia, Michaś z Krzychem bawia się chodząc po powalonych pniach drzew. Jesienna sielanka.
W ciszę leśną wdarł się zupełnie niepasujący tu odgłos - zbliżający się ryk silnika. Zaklęłam pod nosem (żeby dzieci nie słuchały) - pewnie znowu quadowcy robią sobie rajd po niedalekich ścieżkach. Ale odgłos nie był daleko - zbliżał się i po chwili, przez środek rezerwatu, prawem chronionego, przemknął cross. Oczywiście bez żadnej rejestracji, oczywiście niemożliwy do zidentyfikowania (podobnie jak quadowcy, których zdjęcia wysłałam kiedyś do nadleśnictwa - zero reakcji).
Kilkakrotnie, w podkrakowskich lasach, musieliśmy schodzić z drogi (czasem oznaczonej jako szlak turystyczny), żeby nie zostać rozjechanymi przez quady czy crossy. I w tych samych lasach stoją tablice ze znakami zakazującymi jazdy konnej. Nigdzie nie ma zakazu poruszania się quadem lub crossem. A przecież szkody dla lasu zdecydowanie większe wynikają z poruszania się po nim pojazdem mechanicznym niż czworonożnym.
Odgłos silnika rozpłynął się w oddali. Zaległam na ściółce, żeby obfocić maleńkie grzybówki, których było pod dostatkiem, zarówno w ściółce, jak i na pniakach.
Sporo było również muchomorów czerwonych.
Na koniec jeszcze parę uchwyconych kontrastów świetlnych.
I opuszczamy Kozie Kąty.
Niedaleko od rezerwatu Krzychu zażyczył sobie uwiecznienia swojego nadrzewniakowego znaleziska.
A na koniec moje - chrząstkoskórnik purpurowy, który opanował wycięte i chyba zapomniane drzewo. Zaczął zajmować nawet plastikową tabliczkę z numerem wyciętego drzewa.
Oglądając twoje zdjęcia myślę że ja żyję w innym kraju.Tak pochmurno od dwóch tygodni u nas a ty pokazujesz piękne,słoneczne,leśne spacery.Drzewa takie piękne w smudze słoneczka ,oj jaki świat cudowny ale tylko w słońcu
OdpowiedzUsuńDwa dni takie słoneczne były. Od wczorajszego popołudnia do chmur dołączył deszcz. Ale jest cieplutko, co dobrze wróży grzybkom :)
Usuń