W tym tygodniu nastąpiła zamiana przeznaczenia weekendowych dni - sobota została przeznaczona dla grzybków,a w niedzielę będziemy się koniować. Plan optimum zakładał znalezienie wielkiej trójcy zimowych grzybów - płomiennic, boczniaków i uszaków oraz pofocenie uroczych nadrzewniaków. Prawdę mówiąc, bardziej wierzyłam w realizację drugiej części planu, bo nadrzewne grzybki są przecież zawsze, a sprzęt miałam przygotowany. Tymczasem, jak to często bywa, nieprzewidziane okoliczności sprawiły, że niewiele z tych planów zdjęciowych wyszło - po zrobieniu sześciu zdjęć bateria odmówiła posłuszeństwa, stwierdzając, ze jest rozładowana... Coś z nią jest nie tak, bo doładowałam ją rano na full. A nie jest przecież stara. Dobrze, ze miałam drugi aparat, który umożliwił udokumentowanie znalezisk, których nie spodziewałam się w aż takiej obfitości i, jak się okazało, wzięłam za mały koszyk.
Pojechaliśmy do Lasku Wolskiego, a dokładnie w jego część między klasztorem na Bielanach, a Kopcem Piłsudskiego. Ostatni raz byliśmy tam na przedwiośniu, więc teren dawno nie był obadany i nie wiadomo było czego można się spodziewać. Byłam sama z Michałkiem i Krzysiem, bo Pawełek kategorycznie odmówił pójścia na spacer,stwierdzając, że będzie nadrabiał zaległości powstałe podczas jego sanatoryjnego wyjazdu.
Niedaleko parkingu jest pniak, na którym od kilku lat rosną płomiennice zimowe, więc pierwsze kroki po opuszczeniu auta, skierowaliśmy właśnie tam. Pieniek został dokładnie zlustrowany i okazało się że zimówki w tym roku nie zechciały na nim wyrosnąć. A myślałam, że pierwszy gatunek zimowych grzybów dorwiemy zaraz po wyruszeniu na spacer.
Płomiennice jednak i tak były pierwsze, tyle tylko, ze jakieś sto metrów dalej. Pięknie obrośnięty pieniek płomieniał na ciemnobrązowej ściółce i można było go zobaczyć z daleka. To przy nim padła mi bateria w aparacie przeznaczonym do uwieczniania grzybków.
Z tego pierwszego znaleziska można było wysnuć wniosek, że koszyczek zapełni się własnie nimi, ale trafiliśmy na nie jeszcze tylko w dwóch miejscach. I w żadnym z nich nie rosły już tak gromadnie.
Michaś i Krzyś nie byli za bardzo zajęci szukaniem grzybów. Woleli biegać, wchodzić na drzewa i pokonywać leśne parkury. Kiedy zatrzymywali się w jakimś punkcie, żeby sprawdzać swoje możliwości na leśnych przeszkodach, ja spokojnie krążyłam wokół nich i szukałam tego, co interesowało mnie bardziej od zwalonych drzew czy stromych zboczy wąwozów.
Tak właśnie trafiłam na pierwsze w tym dniu uszaki. Rosły na całkiem niepozornych gałązkach zakopanych częściowo w leśnej ściółce. Gdybym nie chodziła krok za krokiem, ślipiąc oczami w leżące na ziemi liście, na pewno bym ich nie zauważyła. Wtopiły się bowiem zupełnie w otoczenie. Częściowo były przykryte opadłymi liśćmi, mającymi dokładnie taki sam kolor, jak owocniki uszaków. Dopiero po dostrzeżeniu jednego i ruszeniu gałęzi, okazało się, ze to cała rodzinka osiedliła się na niewielkim konarze.
Po tym pierwszym uszakowym znalezisku wiedziałam już, że trzeba się skupić na martwych gałęziach leżących na ściółce, a nie na rosnących krzewach czarnego bzu, których kilka zdążyłam obejrzeć, zanim znalazłam te pierwsze.
I faktycznie, skupienie się na podstawach rosnących krzaków oraz na gałęziach leżących na ziemi przynosiło efekty - wkrótce dno koszyczka było szczelnie przykryte płomiennicami i uszaczkami.
Uszaki dopiero wystartowały, korzystając z dogodnej aury - grzybnia najpierw została zszokowana konkretnymi przymrozkami, a teraz zrobiło się cieplej (nawet bez rękawiczek dzisiaj chodziłam i nie miałam zamrożonych łapek) i trochę popadało. Grzybki od razu wykorzystały sposobność, żeby zacząć rosnąć.
Większość maleństw została w lesie, żeby podrosnąć, ale i do koszyczka trafiło ich całkiem sporo. Po znalezieniu boczniaków trzeba było nawet uruchomić dodatkową siatkę, żeby pomieścić wszystkie uszaki chętne do pójścia z nami na dalszy spacer.
I wreszcie trzeci gatunek zimowy - wspaniałe boczniaki ostrygowate. nie za młode, nie za stare, takie w sam raz. Dobrze już wykształcone i wyrośnięte, a jeszcze nie dotknięte starością. Idealne na kotlety.
W dodatku rosły na idealnej dopozysku wysokości i można je było bez trudu zebrać i włożyć do koszyka. Nie tak, jak dwa lata temu, kiedy w pobliżu tego miejsca, musieliśmy się nieźle nakombinować żeby pozyskać rosnące na wysokościach boczniaki.
Tu widać, jak łatwo było je zebrać. Boczniaki dokładnie zapełniły mały koszyczek, jaki wzięłam na spacer i po ich zbiorze, trzeba było kolejne uszaki wpakować do siatki, jaką miałam w plecaku.
Oprócz jadalnych grzybów zimowych, w lesie jest całe bogactwo innych gatunków, których nie pozyskujemy, ale nieustannie pochylamy się nad nimi i podziwiamy ich kształty i barwy. W wielu miejscach pojawiły się skupiska kisielnicy kędzierzawej.
Kilka osób, którym pokazywałam ten gatunek w lesie, stwierdziło, że wygląda strasznie niewyjściowo i przypomina rozmaźglaną kupę. Nie mogę się z tym zgodzić, bo mnie zawsze fascynuje niepowtarzalnością kształtów i odcieni.
To być moze jest kisielnica trzoneczkowata, ale owocniki były za młode, zeby mieć pewność co do oznaczenia, zwłaszcza, że obok rozwinęła się kisielnica kędzierzawa.
W lesie nie brakowało tez wszelkiego rodzaju twardych nadrzewniaków, wśród których najliczniej prezentowały się gmatwice i wrośniaki.
Michaś i Krzyś na grzyby za bardzo nie patrzyli, bo mieli mnóstwo innych zajęć. Najbardziej rozśmieszyły mnie ich zmagania z drzewem, które widzicie na zdjęciach. To ja go wypatrzyłam i zaproponowałam chłopakom, żeby poćwiczyli na nim równowagę. Obydwaj stwierdzili, że to banał, ale drzewo nauczyło ich szybko pokory - nie dość, że było mokre i śliskie, to jeszcze na końcu miało sterczące konary, na których Michaś podrapał sobie nogę podczas jednego z wielu upadków.
Jak już będą pokonywać bezbłędnie takie leżące tuż nad ziemią drzewa, to pozwolę im na chodzenie po konarach znajdujących się wyzej nad ziemią. Ale do tego jeszcze daleka droga.:)
Obowiązkowe było też wejście na Kopiec Piłsudskiego. Na górze piździło okrutnie, ale trzeba było, mimo tych nieprzyjaznych okoliczności, zobaczyć start i lądowanie samolotu w Balicach.
Krzyś nawet nagrał film z kopca swoim telefonem, który dostał na urodziny. Słuchałam jak nagrywa objaśnienia i byłam dumna, kiedy nagrywał i mówił do telefonu, gdzie jest Kopiec Kościuszki, klasztor na Bielanach, centrum Krakowa, lotnisko. Cała duma mi przeszła, kiedy skierował telefon na widoczne stawy rybne i powiedział, ze nawet Mazury z Kopca Piłsudskiego widać...
A to właśnie te Mazury, o których Krzychu mówił na swoim nagraniu.:)
Z kopca wracaliśmy już prostą drogą do samochodu. Do tej prostej wprowadziłam oczywiście odpowiednie krzywizny, żeby sprawdzić znane miejsca uszakowe. Niemniej, chwilami szliśmy alejka, na której pojawiło się trochę spacerowiczów. Spojrzenia na pełny koszyk i komentarze na temat grzybów w grudniu, jak zawsze, były bezcenne.
Dzięki grzybkom, popołudnie miałam pracowite. Po nakarmieniu chłopaków (zupa brokułowa ugotowana wczoraj), zabrałam się za strzyżenie zgodne z życzeniami zainteresowanych. Na szczęście tym razem obydwaj byli zadowoleni z moich dokonań fryzjerskich, ale w czasie "fryzjerowania", mycia główek i sprzątania po tej działalności, zgłodnieli na tyle, że zamiast zająć się grzybami,musiałam robić drugie danie. Poszło szybko - gotowaliśmy makaron ramen (Michał wybrał w sklepie, bo takiego jeszcze nie jadł), a do niego przygotowany rano szpinak. Krzyś, który szpinaku nie lubi od pierwszej klasy (wcześniej lubił bardzo), zjadł sam makaron. Wreszcie mogłam sięzająć grzybkami.
Uszaki i płomiennice wrzuciłam z warzywami na patelnię i udusiłam z oliwą i ziołami. Wizualnie to wyszły same uszaki z niewielkim dodatkiem warzyw. Boczniaki są obgotowane i jutro będą z nich kotlety. Na dwa dni spokojnie mamy wikt zapewniony.:)
Brawo Dorotka, a u mnie bardzo lało i nie pojechałem, ale może jutro.
OdpowiedzUsuńKoniecznie jedź! Jak polało, to uszaki na pewno będą.:)
UsuńWolę gąski.
OdpowiedzUsuńPo deszczu też pewnie wyrosną świeżutkie, :)
UsuńBrawo Wy! Próbowałam małżonka wyciągnąć do lasu ale też się nie dał :(
OdpowiedzUsuńBrzeczyM.
Leniuszek z niego. :) Tak to z tymi naszymi panami...
UsuńPiękne i apetyczne zbiory. Inspiracja by samemu jutro poszukać :)
OdpowiedzUsuńseBapiwko
Koniecznie poszukaj! Powodzenia!
UsuńAj aj aj cudowne zbiory ,jak wyzdrowieje to może namowie opiekunkę na wizytę w liściastym lesie.Gdybym znalazła boczniaka chyba bym zawyła na cały las
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za szybki powrót zdrowia i udaną wyprawę do lasu. No i oczywiście za boczniaki.:) Zdrówka i dobrego humoru Ewuniu.:)
Usuń