Ta myśl dojrzewała od początku ogłoszenia zagrożenia ze strony wirusa. Kolejne przedłużenia zamknięcie szkół i innych przykrych dla nas zakazów, sprawiły, że w końcu ewakuowaliśmy się na naszą orawską wieś już teraz, a nie po zakończeniu roku szkolnego. Pawełek będzie musiał wrócić do pracy w Krakowie, ale ja z Michałkiem i Krzysiem będziemy działać wirtualnie. Mógłby to być zatem nasz najdłuższy i najintensywniejszy okres smardzowy na Orawie, gdyby nie dwie przeciwności losu - zamknięte granice i niemożność pobuszowania po słowackich miejscówkach i jeszcze straszniejsza od tego zamknięcia susza. Oczywiście, tuż po zrzuceniu bagaży, pognalismy sprawdzić, co słychać na smardzowych miejscówkach.
Z każdego zakamarka orawskiej ziemi szczerzy kły okrutna susza. Potoki na Babiej, przydrożne rowy, które wiosna zazwyczaj po brzegu wypełniały się wodą, teraz są suchuteńkie. powiewający mocno wiatr miejscami podnosił drobinki ziemi, tworząc mini-burze piaskowe.
Na Babiej jest jeszcze sporo śniegu. Nawet w leśnych zakamarkach u jej podnóży można spotkać. Niestety, cała topniejąca wilgoć z niego jest porywana natychmiast przez hulające niemal nieustannie wiatry.
I jak w tej suszy radzą sobie orawskie smardze? Ano nie radzą sobie.:( Na kilkanaście odwiedzonych miejscówek, owocniki pojawiły się tylko w dwóch.
Obydwa miejsca, w których wyrosły grzybki, położone są tuż nad strumieniem, na terenie podmokłym, bagiennym. I chyba tylko dlatego udało im się wyrosnąć. W jednym punkcie było ich siedem, w drugim cztery. Czyli całe jedenaście sztuk. W tym roku chyba tyle ich na Orawie znajdę, ze każdemu będę mogła nadać indywidualne imię i zapamiętać go po charakterystycznych cechach wyglądu.
Smardzowe owocniki w pierwszej ze wspomnianych miejscówek wyglądały kiepściutko - małe, z przemrożonymi szczytami główek, przysuszone i obgryzione przez jakichś leśnych oprawców. Zdecydowanie nie wyglądały jak modelowe egzemplarze do zdjęć, ale i tak wszystkie je uwieczniłam.
Po tej pierwszej miejscówce długo, długo nie było nic. Dobre trzy i pół godziny włóczyliśmy się po mniej lub bardziej wydajnych miejscówkach, szukając śladów grzybowych. Przeszukaliśmy też domniemane miejsce występowania wodnichy marcowej pod Babią, ale i tam nic nie było. Dopiero po te długaśnej wędrówce, w nagrodę za trud i zaangażowanie, wpadły w obiektyw kolejne smardzyki.
I te dają nadzieję na przyszłość. Tylko największy z nich był wysuszony. Pozostała trójka wyglądała pięknie - jak typowe smardzowe niemowlaki. Ta trójka,jako jedyna spośród wczoraj znalezionych, ma jeszcze szansę na dalszy wzrost.
Może wiec jeszcze będzie pięknie? Może popada i granice się otworzą? Może uda się nam jeszcze w maju napełnić koszyk słowackimi smardzami?
Oprócz smardzyków, znaleźliśmy dwie podsuszone , a właściwie całkiem ususzone piestrzenice kasztanowate.
Przed południem kilkakrotnie niebo zasnuwało się ciemnymi chmurami, ale wiatr je szybko przeganiał i na niebie znowu dominowało słońce. Raptem parę deszczowych kropel dotarło do ziemi. Po południu chmur przyszło nieco więcej i sypnęło z nich krupami śnieżnymi i deszczem. Niewiele tego było i zaledwie wierzchnią warstwę ziemi pomoczyło delikatnie.
Na leśnych szlakach można spotkać kwitnące równocześnie kwiaty wczesnowiosenne i te już majowe. Obok siebie stoją kaczeńce, podbiały i fiołki.
Na smardzowiskach zakwitają białe i różowe lepiężniki.
Musiałam też sprawdzić jak się mają maczużniki znalezione na początku kwietnia. Dwa z nich zniknęły (pewnie coś je zeżarło), a pozostałe rosną i mają się całkiem nieźle.
I jeszcze taki owocnik zasadzony na pniaku nam się trafił.:)
I takie jeszcze mieliśmy spotkanie. Widzieliśmy, ze jakiś stwór czmychnął do rury w przydrożnym rowie. Normalnie to powinna tam być woda, ale teraz nie ma. Nie wiedzieliśmy, czy zwierzątko nie nawiało w drugą stronę, więc podeszliśmy z obu krańców rury i ustawiliśmy się z aparatami. Ja wybrałam ten właściwy wylot i ustrzeliłam uciekającą kunę.:)
Dorotka, zaznaczaj i czekaj na mnie.
OdpowiedzUsuńSam sobe ładniejsze znajdziesz.:)
UsuńBiedne grzybki.. Nawet tam gdzie powinna byc woda spływająca z gór one umierają z pragnienia. A hydrolodzy czekają na górską wodę jak na zbawienie. Niby jest wiosba ale ta zieleń jeszcze taka szaro bura. Usciski Menażerio
OdpowiedzUsuńWiosenna zieleń nie może się przebić przez wyschniętą skorupę ubiegłorocznych traw i ziemi. Na wodę z gór nie ma co liczyć, bo wysycha zanim spłynie niżej.:( Pozdrawiamy spod suchej Babiej!
UsuńJak zwykle super się czyta. Przynajmniej czuję, że się rozwijam smardzowo, choć tylko teoretycznie ;) A kuna na koniec to istna wisienka na torcie!
OdpowiedzUsuńPS. To pisałąm ja, Kasia Q ;)
UsuńKochana! My smardzowo też się ledwie, ledwie rozwijamy.:( Bilans smardzowy z Orawy w tym roku to na razie 11+2+2+6. Dzisiaj zamiast kuny był czarny bocian, ale za szybki był i nie ma fotek. Pozdrawiamy serdecznie!
Usuń