Popędziliśmy do lasu, gdzie poprzednio nawilżenie było największe i widzieliśmy największą ilość grzybów od początku wakacji. Największą nie znaczy oczywiście powalającą, ale jak na obecną sytuację grzybową, tam było najlepiej. Jechaliśmy w siąpiącym deszczu, ale na miejscu okazało się, że pogoda tym razem będzie dla nas łaskawa i zza chmur wyjrzało nieśmiało słoneczko, a chmurzyska ustąpiły miejsca skrawkom błękitu.
Po muchomorkach, które witały nas na wejściu do lasu tydzień temu, nie było nawet śladu. Za to tuż za linią pierwszych drzew wpadł mi w oko wygrzebujący się spod ziemi gołąbek kunowy. Gatunek ten pojawiał się zazwyczaj nieco później - na przełomie lipca i sierpnia, ale jak widać na załączonym obrazku, wyrósł dla nas już teraz.
Michałek, Krzyś i Natalka rzucili się na borówkowe krzaczki, na których, po ostatnich niewielkich opadach, owoce nabrały zadowalających rozmiarów i były znacznie bardziej soczyste niż przed siąpiącymi od dwóch dni deszczami. Na leśnych drogach, gdzie dotarło z nieba więcej wilgoci niż pod drzewa, wyrosło jeszcze kilka gołąbków, więc każdemu uczestnikowi mizernego grzybbrania udało się cokolwiek znaleźć.
Z jadalniaków trafiła się jeszcze tylko garsteczka kurek i dwa muchomorki czerwieniejące, które jednak nie nadawały się do konsumpcji, bo zostały wcześniej dokładnie opanowane przez robale.
Pierwszym zaskoczeniem tego leśnego spaceru były dla nas gołąbki kunowe, drugim - dość rzadki grzybek, który bardzo lubi wilgoć, na co wskazuje już jego nazwa - popielatek trofowiskowy. Owocniki tego gatunku są tak niepozorne, że trudno je wypatrzeć wśród mchu torfowca i gdyby nie Krzyś ze swoim sokolim wzrokiem, ominęlibyśmy spokojnie leśny dół, w którym wyrósł popielatek, korzystając chyba z jakichś podziemnych zasobów wodnych.
Miejscami pokazały się też pierwsze tegoroczne pięknorogi, które ubarwiają lasy swoją obecnością. Michałek z Krzychem rozpoznają je bezbłędnie i mieli okazję nauczyć tego swoją kuzynkę. Miejscami sypnęło też twardzioszkami czosnaczkami, które Michałek zjada na surowo, twierdząc, że mają niepowtarzalny smak.:)
Krzyś, oprócz borówek i dwóch gołąbków, pozyskał z lasu gałązkę kaliny, której owoce posłużyły mu później do przyrządzenia tajemnej mikstury mającej pokonać wszystkie muchy, bąki i komary. Czekam teraz na dzień, w którym twórca specyfiku orzeknie, że jest już gotowy do testów na dokuczliwych owadach.
A to już cały nasz pozysk rekordowy - pięć osób, trzy godzinki w lesie....
ale szał! ale coś się wreszcie ruszyło :)
OdpowiedzUsuńTym razem nawet koszyk ze sobą zabrałam:) Ale jeszcze zaszalejemy:)
Usuń