Doroczny wyjazd na krokusy, połączony oczywiście z poszukiwaniem wiosennych grzybków, jest na stałe wpisany w harmonogram kwietniowych wycieczek. Odkąd prowadzę zapiski na blogu, mogę dodatkowo porównać sobie terminy kwitnięcia krokusów i warunki atmosferyczne w kolejnych latach - 12 kwietnia 2015, 11 kwietnia 2016, 1 kwietnia 2017. I właśnie jak teraz spojrzałam na daty, to stwierdziłam z pewnym zaskoczeniem, że to rok temu krokusy kwitły wcześniej, a standard z ostatnich lat to właśnie okolice 10 kwietnia. A wydawało się, ze wszystko jest tak strasznie opóźnione. I już drugi rok z rzędu mieliśmy cudowną, ciepłą i słoneczną pogodę na krokusomanię.
Z Krakowa wyjechaliśmy przed siódmą, żeby mieć jak najwięcej czasu na obcowanie z orawską wiosną. Mimo wczesnej pory, ruch w stronę Zakopanego był duży. Dopiero w Rabce niemal wszyscy pojechali prosto do Doliny Chochołowskiej, a my odbiliśmy w prawo, na Chyżne. Na drodze był luz i na krokusowych polankach też; nikogo oprócz nas nie było. Wieczorem oglądałam w necie relację z Doliny Chochołowskiej, gdzie niektórzy parkowali samochody na krokusach, tylko po to, żeby iść parę metrów dalej i je podziwiać. A my mieliśmy parking pusty i nikt nam po piętach nie deptał. Krokusów nieco mniej niż w Tatrach, ale równie piękne. Zobaczcie zresztą sami.
Już z drogi widać było fioletową łączkę, ale nie tam, gdzie zwykle zakwitało najwięcej krokusów, tylko na dole, w znacznie bardziej zacienionym miejscu. Pawełek stwierdził nawet, że na tym właściwym miejscu nie zdążyły jeszcze zakwitnąć. Prawda była jednak zupełnie odwrotna - w najbardziej nasłonecznionych punktach krokusy zdążyły już przekwitnąć. Najwięcej kwiatów było na obrzeżach polanki, zarośniętych krzakami i pojedynczymi drzewami.
Wcale mnie to nie zmartwiło, bo lubię chodzić po tamtych chaszczach, w których, oprócz krokusów, wyrastają każdej wiosny całe zastępy czarek. Poszłam więc w krzaki razem z Krzysiem, a Pawełek z obiektywem macro i Michałkiem zostali na łączce.
Tam w krzakach, przy spróchniałym pieńku, Krzyś odkrył najważniejszego krokusa - Króla Wszystkich Krokusów.:) Oczywiście to nie kwiatuszek nam powiedział, kim jest, ale Krzychu takie mu nadał miano i nakazał uwiecznić na zdjęciu.
Większość krokusów była w pełnym rozkwicie i wystawiły do słońca swoje pomarańczowe języczki. Takie widoki sa możliwe tylko przy słonecznej pogodzie.
W najbardziej zacienionych miejscach krokusiki miały jeszcze skulone płatuszki, ale rozkładały je szybciutko pod dotknięciem słonecznych promyków. Działo się to tak szybko, że oczy rejestrowały ten spektakl jak film na zwolnionych kadrach.
Nie brakowało też czarek rosnacych w towarzystwie kwiatów.
Krzyś nazbierał całe naręcze gałęzi obrośniętych czarkami i wywlókł je na łąkę. Kilkanaście najdorodniejszych i najczystszych egzemplarzy zebraliśmy, a pozostałe grzybki, wraz z podłożem, Krzyś wyniósł z powrotem w krzaki, gdzie maja wiecej wilgoci potrzebnej do życia niż na nasłonecznionej łące.
Na gałązkach, oprócz dobrze już rozwiniętych czarek, było całe mnóstwo dzidziusiów wielkości szpilek. Jeśli aura ześle im odpowiednią ilość deszczu, spotkamy się z nimi jeszcze w maju.
Z dala krokusowe łąki wydają się jednolicie fioletowe, ale jak się człowiek przyjrzy tym krokusom z bliska, to widać, że mają na płatkach bardzo bogatą gamę odcieni. Od ciemnofioletowych, przez jasnoliliowe po niemal białe.
Wszystkie powyższe krokusy mają słowackie obywatelstwo, ale i pod Babią, po naszej polskiej stronie można spotkać ich gromadki. Kolejne trzy fotki to krokusy babiogórskie.
Kiedy ja z Krzysiem buszowaliśmy po chaszczach, Michałek stąpał delikatnie między kwitnącymi krokusami i napawał się ich urokiem, Pawełek leżał na trawce i polował trochę na krokusy, a bardziej na pracowite pszczółki uwijające się między kwiatami. Efekty jego działań możecie podziwiać poniżej.
Napasieni fioletem krokusów ruszyliśmy na inne miejsca na słowackiej i polskiej Orawie, już bardziej grzybowe niż kwiatowe.:)
Mam wrażenie, że pszczoła na przedostatnim zdjęciu pozuje z uśmiechem na... no właśnie nie wiem... na paszczy? Piękne fotki, aż dzień staje się cieplejszy. Pozdrawiam- Ewa.
OdpowiedzUsuńUśmiechają się, uśmiechają, bo wreszcie świeżyznę do jedzonka mają.:) Cudnie Pawełkowi te fotki z pszczółkami wyszły. Pozdrawiam cieplutko! U nas dzisiaj lato się zrobiło.
Usuńcudowne kwiatuszki,tak się położyć obok i patrzyć i patrzyć.U nas Dorotko tylko w ogródkach niektórzy maja,u nas nie rosną bo górskie krokusy.A krokusy z pszczołami to rarytas,chyba Pawełek nosem dotykał pszczółki Mai ,jestescie moimi oczami w gorach
OdpowiedzUsuńNaturalnie rosnące krokusy tylko w górach. Pawełek był bardzo zadowolony z tych zdjęć, bo od kilku lat polował na pszczółki, a nigdy mu tak dobrze nie wyszły.
UsuńWiosenne uściski!